poniedziałek, 14 czerwca 2010

WYBORY w Królestwie. ("tekst niewystarczająco polityczny")

Technorati Tags:

Wybory w Zjednoczonym Królestwie ogladałam na żywo w BBC ze znajomymi Brytoszami. Z ciekawości, jak młodzież reaguje na wyborczy stres. Bardzo grzecznie. Obiecaliśmy sobie, że nie będzie polowania na czarownice. Jednak jakoś trzeba wyładować polityczne frustracje. Jak to dobrze że mamy BNP (British National Party). To z nich śmialiśmy najbardziej, gdy telewizja transmitowała ogłaszanie wyników z komisji wyborczych. Niektórzy rzeczywiście byli kuriozalni - ktoś bardzo zdatnie udawał figurę woskową stojąc nieruchomo w ciemnych okularach za przewodniczącym komisji z wyciągniętą do góry ręką zaciśniętą w pięść. Większośc miała po prostu czerwone nosy. BNP niby nikt ich nie lubi, ale i tak wszędzie dostali przynajmniej 500 głosów.

Tak, tak, brytyjskie społeczeństwo ocenia swoich polityków po wyglądzie. Po dwóch latach życia w Anglii jestem absolutnie przekonana, że źródło marnej popularności Gordona Browna leży w jego charakterystycznej fizjonomii. A może obracam się w towarzystwie wyjątkowych ignorantów? Rzeczywiście, większość moich znajomych nie miała zielonego pojęcia, kim są ludzie na ekranie. Tylko, że wielka polityka ostatni raz zaistniała w ich życiu 12 lat temu. Mam podstawy podejrzewać, że miała postać darmowego lizaka.

O ile na konserwatystów studenci się krzywią, o tyle głosowanie na LibDemów (Liberal Democrats) jest do zaakceptowania. Ta partia bardzo przydała się wielu przerażonym rosnącym deficytem budżetowym wyborcom do niedawna rządzącej Partii Pracy, którzy prędzej umrą, niż oddadzą swój głos “tym od Tatcher”. Stąd niezłe (choć nie tak dobre jakby chcieli) wyniki liberałów i kandydatów niezależnych. Dlatego też dla labourzystów okręgi wygrane przez Nicka Clegga były “nasze”- zgodnie ze strategią Gordona, który w czasie debat, jak na mój polski gust, wręcz obrzydliwie podlizywał się Cleggowi (“Zgadzam się z Nickiem”, „Myślę że tu Nick ma rację” etc.). Nic dziwnego, w przyjaźni z liberałami jego jedyna nadzieja na rządzenie - jako urzędujący premier teoretycznie ma przywilej pierwszeństwa w tworzeniu rządu.

Teoretycznie, bo drugi rząd Browna, z liberałami czy bez, „byłby rządem przegranych”, słusznie zaobserwował jeden z komentatorów w BBC. Poza tym, jak mnie oświecił mój kolega Mike, brytyjska polityka polega na wzajemnych uprzejmościach. Tak więc, jakkolwiek bardzo by chciał, Brown widząc, że konserwatyści wygrali, nie będzie się pchał na zatwierdzającą rząd audiencję u Królowej. Raczej ustąpi Cameronowi. Jak się okazuje, politycy na Wyspach kierują się zasadą “jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Długofalowe myślenie, cecha rzadko spotykana u tego gatunku. Rezultat znakomity - ich partie podpierają się nawzajem już ponad sto lat.

Ku wielkiemu strapieniu całego Królestwa, rząd będzie mniejszościowy. Zabawna jest ta angielska awersja do koalicji. W Polsce, Niemczech i reszcie Europy koalicja to rzecz najoczywistsza na świecie. Niektórzy nawet bardzo się martwią, gdy ktoś zdobędzie absolutną większość. Tam koalicja to słaby rząd, a już w czasach kryzysu, najgorszy z możliwych. Na myśl o „Wielkiej Koalicji”, która do niedawna rządziła w Niemczech, Anglik łapią się za głowę. U nas się władzę się dzieli, na Wyspach konsoliduje.

To wszystko widać w systemie liczenia głosów. W Polsce postepujemy bardziej demokratycznie, bo partia otrzymuje miejsca proporcjonalnie do ilości krzyżyków przy jej kandydatach. W efekcie poglądy wszystkich są reprezentowane, ale mamy w parlamencie dużo partii niezadużych. W brytyjskim rozumieniu: chaos. Tam z danego okręgu do Izby Gmin, czyli Sejmu, wchodzi tylko jedna osoba z największą ilością głosów (first-past-the-post). W efekcie liczą się trzy najpopularniejsze partie, najczęsciej tylko jedna rządzi, a BNP i UKIP pewnie nigdy nie zdobędą większości (ufff...) [i].


[i] UK Independence Party, tak jak BNP, jest mało przyjazna imigrantom. Chce zamknąć granice na pięć lat, wyjść z Unii Europejskiej i zawrzeć z jej krajami umowy handlowe na wzór szwajcarski (bbc.com). Brytyjczykom może się to wydawać atrakcyjne, jednak polskiej emigracji się to zdecydowanie nie przysłuży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz