wtorek, 22 czerwca 2010

Daliśmy się zrobić.

Swietą rację miał pan, który przed wyborami zadzwonił do Trzeciego Programu Polskiego Radia i powiedział, że dajemy się manipulować sondażom. Choć ciężko mi to na serio przyznać, rację miał też Janusz Korwin-Mikke wyśmiewając teorię "zmarnowanego głosu" na swoim blogu (http://korwin-mikke.blog.onet.pl/). Bo już jaskrawiej, niż na przykładzie tych wyborów chyba nie da sie pokazać, jak nasze społeczenstwo plącze się w poglądach.

Daliśmy sobie wmówić, że jeśli zagłosujemy na kogoś innego niż Bronek i Jarek, to nasz głos się nie liczy. Jest to chyba najsubtelniejsze wynaturzenie demokracji jakie jestem w stanie sobie wyobrazić. Bo jaki sens ma ten piękny system, jeśli nie głosujemy, jak chcemy, tylko jak... no wlasnie, jak? Tu powtórzę to ostatnio bardzo modne zdanie "jak nam każą sondaże", choć nie uważam go za zbyt dokładne, ani tym bardziej, za oddające istotę problemu.

To nie sondaże

Problem nie tkwi w sondażach per se, tylko (o losie, znowu!) w nas samych. Zauważmy, że w Wielkiej Brytanii, publikowanie opinii publicznej w podobnych warunkach (tj. tradycyjnie największego poparcia dla dwóch głównych partii przy jednoczesnym ogólnym niezadowoleniu z uprawianej przez nich polityki) odniosło skutek dokładnie odwrotny - mnóstwo głosów poszło do mniejszych graczy, bo niektórzy nie mieli ochoty przyczyniać się do zwycięstwa kogoś, z kim się nie zgadzają.

Dlatego nie o to chodzi, żeby, jak radził ów słuchacz, sondaży zabronić. Chodzi o to, żeby zmienić nasze myślenie. Otóż, co nam mówi taka ankieta, skoro i tak wiemy, że połowa z nas do niedawna udawała, że nie będzie głosować na Kaczyńskiego, bo co ludzie i słuzby specjalne powiedzą? W międzyczasie głosowanie na Jarka jest ok, ale nie wierzę, że nasz cichociemny sposób reagowania na spytki nagle sie ulotnił. I moze dobrze. Jakby tego było mało, taki sondaż jest często przeprowadzany na próbie raczej mało reprezentatywnej - gdyby ktoś miał jeszcze w tej sprawie wątpliwości, media ostatnio postanowiły nas w tej sprawie łaskawie oświecić. Po wyborach. Oni tez mają swoje interesy, jak każdy. Biorąc to wszystko pod uwagę, jak dobrze nasz sondaż odzwierciedla rzeczywistość? No raczej marnie. Więc może Bronek wcale nie cieszył się 40 procentowym poparciem? Może na Olechowskiego zagłosowałoby więcej niż 1 procent wyborców? Kto wie?

To my

Jeśli nie zaczniemy głosowac na takich polityków, którzy nam najbardziej lub choć w miarę odpowiadają, to nigdy się tego nie dowiemy. Gorzej, nasz Wymarzony Kandydat nigdy, przenigdy sie nie pojawi. Słyszycie Państwo? Nigdy! Co pięć lat będziemy oglądać te same buzie, będziemy wzdychać, że nie ma na kogo głosować i będziemy udawać, że jesteśmy zaangażowani oddając nieważne głosy. Dlaczego? Dlatego, ze nikt przy zdrowych zmysłach i biedniejszy niż panowie Olechowski i Mikke nie odważy się wystartować, skoro i tak obywatele zagłosuja albo na tego z Platformy, albo tego z PiS. A poparcie wśród wyborców buduje się latami - w końcu ile razy Jarosław Kaczynski byl posłem na sejm, zanim go zauważyliśmy? Ile trzeba samozaparcia przy takim elektoracie?

Dlatego właśnie głos na mniejszą partię, mniej popularnego kandydata, nieważne, czy z lewa, czy z prawa, powinien być dla nas teraz najważniejszy. Tak jak obecnie Napieralskiemu, daje on szaraczkom siłę do działania. Nie wygra w tych wyborach, to może w nastepnych. To sygnał, że nasze społeczenstwo CHCE nowych polityków w systemie. To nagroda za starania, także w czasie kampanii, do której powinnismy przestać podchodzić jak do PRL-owskiej propagandy a zaczać oceniać jak jogurt w supermarkecie: ile w tym tego co mówią, że jest, jakie ma wartości "odżywcze", jakie opakowanie, jaka cena. Czas pokazać tym, którzy maja ambicje uczynic nasz kraj lepszym, że warto się starać! Ze polska polityka nie składa się tylko z "jednej partii prawicowej i drugiej, jeszcze bardziej prawicowej".

 

P.S. Teraz to troche po jabłkach. Ale proszę to przetrawić do następnych wyborów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz